Wola działania

Pośród miłego chłodu lubelskiego Ogrodu Saskiego redaktor tworzy. Pierwszy miesiąc funkcjonowania Paraboli bez wierzchołka za nami. Podcast Indywidualny wydaje się również powracać „do żywych”, powstało trochę nowego materiału do zmiksowania.

Jak przebiegają moje wakacje? Bardzo leniwie, chyba tak powinny wyglądać wakacje po zakończonym etapie wieloletniej, obowiązkowej nauki szkolnej.

Czas na odrobinę podsumowań. Bilet na Jarocin kupiony, kilka wakacyjnych pomysłów wprowadzonych w życie. Niejako robię to cóż robić miałem tzn. wspominam dawne, młodzieńcze czasy, krzątam się po ulicach Lublina rozmyślając. Jako, że często zwyczajnie nie mam się z kim po ów Lublinie krzątać, samemu przemierzam związane mniej lub bardziej z moim życiem miejsca. Mam pewne poczucie niespełnienia wewnętrznego. Towarzyszka wyjechała w swoje rodzinne strony, muszę sobie jakoś organizować czas w swoim dawnym stylu.

Wakacje miały być spędzone przeze mnie „rodzinnie”, redakcyjnie. Za często jednak z moimi Pyśkami się nie spotykam. Zakładałem trochę inaczej, że będzie dużo czasu dla innych, a widać nie wszystko idzie po mojej myśli.

Mimo tego nie mam chyba zbyt wiele powodów do zmartwień. Przedwczoraj, zupełnie spontanicznie podjąłem z Frycem decyzję o odwiedzeniu Ani i przy okazji Pysi, która u Towarzyszki rezydowała przez kilka wakacyjnych dni. Daleko posunięta spontaniczność ma swoje minusy – czasem nie ma gdzie spać i trzeba koczować pod zimnym dworcem wiele kilometrów od domu.

Tak czy inaczej – da się! Mój standardowy marazm i poczucie bezsensu, które dość często wychodzą na pierwszy plan można zwalczyć chęcią działania, chęcią troszczenia się o piękną relację jaką jest „towarzyszkość” i spontanicznymi decyzjami.

Jeden komentarz

  • Ja ostatnio po urodzinach znajomego musiałem spać w samochodzie :) Zawsze to kapkę cieplej, ale o wygodzie kompletnie nie ma mowy – muszę sobie załatwić na stan koc i poduszkę :)

    Z takich spontanicznych wypadów, to raz odwiedziliśmy znajomych, którzy byli pod namiotami. Przyjechaliśmy wieczorkiem (było bardzo ciepło – w końcu lato) a kierowcy powiedzieliśmy, żeby wpadł po nas między 3 a 4, bo mieliśmy spory ładunek do rozładowania w postaci zgrzewki piwa.

    Pole namiotowe było nad rzeką, w nocy zrobiło się chłodno, a od rzeki to w ogóle ciągła się lodowa smuga… a my tam zamarzaliśmy w krótkich spodenkach z nadzieją, że może kolejne nas rozgrzeje albo kierowca przyjedzie odrobinę wcześniej…

Dodaj komentarz