Nowe…

Najwyraźniej to znów muszę być ja, ja z moim szukaniem dziury w całym…

Dziś byliśmy oglądać mieszkania w Warszawie… cóż, cieszę się… trochę… chociaż może chcę się cieszyć. Coś nowego, szansa, lepsza przyszłość, kariera, nowy start… Tak mówi racjonalna część mnie, ale czuję trochę inaczej…

Wróciłam do domu i coś sobie uświadomiłam… choćbym nie wiem jak bardzo chciała, to te nowe cztery ściany nie będą moim domem… Mój dom jest tu, a teraz dociera powoli do mnie myśl, że zostawiam go na zawsze… Taka prawda, nie wyjeżdżamy wszyscy stąd żeby po studiach znów tu wrócić… A w tych 50 metrach kwadratowych jest wszystko co się ze mną wiąże… wszystko pierwsze. Wszystkie moje łzy, radości, wątpliwości, pytania… wszystko co mogłam przezywałam właśnie tu, wspomnienia dobre, często kiepskie. Wydarzenia, które spowodowały, że jestem taka jaka jestem… Ściany mają uszy i oczy, to wszystko tu zostanie a ja sobie pojadę…

Ale nie tylko miejsce, zostawię najbliższych mi ludzi, niewielu ich tu zostało ale jednak… zostawię moją mamę… samą. Wiem, że będzie mi mówiła, że wszystko jest super, że jest ze mnie mnie dumna itd, ale tak nie do końca będzie i wiem, że wiele wieczorów sama przepłacze…

A ja nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić… z dorosłością, ze zmianami… Ktoś płacze w jednym mieście, ktoś w drugim, a wszyscy mówią, że tak jest lepiej, a ja tego nie umiem zaakceptować i tak bardzo nie chcę być już dorosła… W tym momencie nie rozumiem tych wszystkich ludzi, którzy tak bardzo chcą decydować o sobie… nie rozumiem chociaż sama tego chciałam… bo teraz chcę tylko żeby ktoś mocno mnie przytulił, powiedział, że dobrze robię i podjął wszystkie decyzje za mnie…

komentarze 2

  • Ja (ewentualne) opuszczenie Lublina strasznie idealizuję, wmawiam sobie, że to będzie coś niesamowitego, żeby nie dopuścić na pierwszy plan własnych obaw. Może będzie, ale tutaj zostaje całe moje dawne otoczenie, w którym mi się dobrze w zasadzie funkcjonuje. Wszyscy coś/kogoś zostawiamy – będę musiał zostawić tutaj na przykład moją Towarzyszkę, a mieszkanie od siebie kilkaset kilometrów dalej, nie sprzyja zbyt częstym spotkaniom. Ciekawe jak to będzie – aktualnie jak mówię, idealizuję i nie myślę o problemie.

  • Poza domem spędziłem prawie 8 lat swojego życia, edukacji… i mimo tego, że poznało się trochę ludzi, mieszkało się w kilku miejscach, to zawsze miałem poczucie właśnie, że nie jestem u siebie.

    Co gorsze – jak wróciłem do domu na stałe okazało się, że to już też nie jest moje miejsce takie jak kiedyś.
    Nie tak dawno pisałem gdzieś, że miejsca w których żyjemy tworzą ludzie i otoczenie. Jeśli oni się zmieniają, znikają to i zmienia się nasze miejsce… ale to chyba nieuniknione niezależnie od tego w jakie układy wchodzimy. Ot życie. Najważniejsze to się odnaleźć, nie patrzeć za bardzo wstecz, bo później to się będzie ciągle za nami ciągnąć – tęsknota za tym co już nie może powrócić.

Dodaj komentarz