Możliwe, że jestem stary. Janis i Morrison w moim wieku się zajebali. Spędzam sobotę w moim miejscu przez duże M i jestem pełen przerażenia.
Piękne kobiety, młodsze czy w podobnym wieku, bo starsze ciężko tu uświadczyć. Jedna na schodach płacze jak wychodzę zapalić papierosa. Pocieszam i słyszę tylko smutek, po raz kolejny w takiej sytuacji, więc palę dalej i staram się przejść z tym do porządku dziennego.
Obok dwie niewiasty mówią o związkach. Jedna uważa się za beznadziejną w relacjach, choć jest z kimś i musi koleżance wszystko opowiedzieć. Mówi co ją boli i dlaczego nie czuje pełni szczęścia, chociaż powinna w swojej sytuacji. Nie sądzę, że to tylko sprawka alkoholu. Ona rzeczywiście ma ze sobą problem mimo, iż udaje szczęśliwą. Chyba, że to kwestia kobieca i wyjdę na szowinistę.
Ignorując temat związków wychodzę zatem na papierosa będąc pełen luzu i sobotniego niezdecydowania. Ten smakuje mi wybornie.
“Nie pisze licencjatu, mam tylko 3 strony”, słyszę. Przychodzi moja muza filmowa, ale z kimś to jej nie zaproszę do stolika. Chociaż powinienem, bo jest chyba tylko z kolegą. Fajka się dopala, a ja pełen myśli.
Z góry schodzą pijani i naćpani trawą, a ja kończę papierosa przy samych drzwiach. Nagle słyszę nazwisko znane przed 10 lat i mimo lekkich wspomnień nie robi to na mnie wrażenia. Pora wracać do środka i zobaczyć co jeszcze noc przeniesie.
Liza przemywa szklankę i podaje mi piwo, bo przedni kufel gdzieś zaginął. Obcy koleś trzęsie stolikiem. Jest coraz mniej miejsca. Dziewczyny są piękne, ale zaczynają być w mniejszości, choć obok widzę tę pannę co narzeka na swój żywot. Niepotrzebnie, bo jednak kogoś ma i chyba wydaje się szczęśliwa. W tle stare piosenki jak to w tym miejscu.
Nawet nie próbuję kontaktu z koleżankami z tzw. friendzone, które są dla mnie najbardziej prawdziwymi kobietami. Bez zmartwień i pełne idei prostej, zdrowej przyjaźni. I szczerze mówiąc chyba na tym polega poczytalność i umysłowe zaspokojenie. Inne nie wiedzą czego chcą i wydają się być szalone.
Wybieram się do łazienki dla personelu, bo często tu bywam i jest to mój niepisany przywilej. Zauważam, że alkohol coraz bardziej zaczyna uderzać w towarzystwo, a ja czuję pustkę, bo wiem, że to dla mnie absolutne minimum udanej soboty. Piosenka “O mnie się nie martw” w tle nadaje sytuacji powagi.
Zdaję sobie sprawę, że siedzę pół metra od nimfy tak obawiającej się o swoją osobowość, mając drugą połówkę, że to wręcz neurotyczne, ale teraz już wiem, że to tylko przez alkohol. Nagle dziewczyny chcą zwiedzić autostopem Europę i zaczynam to potężnie szanować. W tle piosenka autostop z lat 60’.
Zaczyna się nowy dzień. Witam go papierosem. Zamykam drzwi za ludźmi, którzy nie znają kultury i myślę o przyszłości biorąc pod uwagę zasłonę alkoholu. Widzę same pozytywy, ale też dużo samotności. Nie można wynosić szkła, ale protekcjonalnie mówię dziewczynom na fajce, że “go ahead” i staram się to ignorować.
Piękne dziewczyny wirują w głowie, ale wiem, że to nie jest przepis na życie. Nie zaczepiam pijanych tylko czekam na niestandardowe sytuacje. Wracam do środka.
Pobliskie dziewczyny zaczepiają kolesia z innego stolika. To pora zaczepić te panny, na to wygląda. Robię to, mając bardzo luźne wyobrażenia co dalej może się stać. Okazuje się, że idą do znajomych do innego stolika. Koniec przygody jeśli chodzi o nie.
W zamian siada obok moja bardzo uwielbiana barmanka, dosłownie obok mnie, siedząc z jakąś piękną, wysoką dziewczyną. Teraz czuję się pewnie. Z nią zawsze można porozmawiać, staram się jednak niezbyt przeszkadzać.
Widzę przy barze lesbijki albo dziewczyny, które naprawdę nie szafują uczuciami i mają ich co do siebie całą masę. Uważam, że to urocze i myślę o następnym papierosie. Jest bardzo tłoczno, ale nie czuję w tym dodatkowego klimatu. Ot, masa ludzi odwiedza moje ulubione miejsce. W tle “Byłam różą”. To ważne żeby oddać charakterystykę miejsca.
Moja muza ma piękny makijaż, ale wiem, że ten dzień spędza z inną osobą. Patrząc więc na nią zdaję sobie sprawę, że na dziś wystarczy romansu. Czuję się jednak świetnie, bo utwór zespołu Rokiczanka “Lipka” jest wspaniały i wiem to od długiego czasu.
“Babę zesłał Bóg”, główna energia lokalu, a ja w drodze na fajkę. Coraz mniej można się utożsamiać z klimatem, bo jest coraz ciężej. Nie będę tutaj długo, chyba że poznam kogoś wyjątkowego. Chyba tak kończy się sobota dla kulturalnego człowieka.
Zdecydowałem się na powrót. Taksówka, stacja żeby mieć czym poprawić, fajka. Impreza wymykała się spod kontroli. Nic produktywnego nie mogło z niej wyniknąć. Jedynie pożegnanie z muzą miało na mnie jakiś wpływ. Nie wiem co ich łączy, ale mnie wygląda to na niedużo i mam szanse u muzy. Pora wracać do domu. Ostatnie piwo czeka.
Otwieram nielegalnie piwo. Wracam do domu. Puste ulice, puste marzenia, pora na trochę muzyki. Puszczam Halinę Frąckowiak i czuję się jak w niebie. Wiem, że za kilkanaście minut będę bardzo blisko łóżka i wszystko może mi być już obojętne, ale jest to kompletnie nieważne.
Pora powiedzieć dobranoc, słuchając pięknej muzyki. Dobranoc Anna Jantar.